„Ten, kto wie, dlaczego żyje, nie troszczy się o to, jak żyje” Nietzsche
Szczupły, siwy mężczyzna siedzi w fotelu otoczonym przez młodych ludzi. Aula uczelni wypełniona jest po brzegi studentami. Wielu z nich, dla których zabrakło krzeseł, siedzi na podłodze w bezpośrednim otoczeniu mężczyzny, który mówi do nich, że „szczęście jest efektem ubocznym życia, w którym podążamy za swoim sensem”. W jego głosie słychać pewność, której źródłem mogą być tylko własne doświadczenia. To Viktor Frankl, wybitny profesor neurologii i psychiatrii, który przeciwstawił sens swojego życia hitlerowskiej maszynie zagłady. Opowiada młodym ludziom o tym, jak silne trzeba mieć poczucie sensu własnego istnienia, aby przetrwać ponad trzy lata w obozie koncentracyjnym. W miejscu, w którym na każdym kroku, w każdej minucie starają się pozbawić ciebie człowieczeństwa.
Przenieśmy się o ponad czterdzieści lat do przodu. Naprzeciwko mnie siedzi elegancki mężczyzna. Z wzrokiem utkwionym w filiżance kawy mówi: – Z biologicznego punktu widzenia sensem naszego istnienia jest właściwie przetrwanie i reprodukcja genów. Zastanawiam się, czy na pewno w to wierzy. W zawodowym życiu osiągnął jak na swój wiek bardzo dużo: wysokie stanowisko menedżerskie i odpowiednie uposażenie, ładny dom i samochód. Żona i dwoje zdrowych dzieci dopełniają ten sielski obrazek. A jednak gdzieś na tej swojej drodze pogubił się…
– Jeśli przyjmiemy, że człowiek jest takim jakim jest, uczynimy go słabym – mówi swoim słuchaczom Viktor Frankl. Jeżeli więc uważasz, że jesteś tylko zbiorem genów, to swoje życie, zdaniem Frankla, ograniczasz tylko do osiągnięcia zadowolenia i zaspokojenia swoich popędów i impulsów czy przystosowania się do wymogów społeczeństwa i środowiska. Kiedy więc te wszystkie świecidełka, którymi stara się przekupić nas świat: samochód, dom, pieniądze, władza itd. zaczynają tracić swój blask, stajemy się słabi. Dopada nas uczucie pustki i bezsensowności – odroczone w czasie skutki życia regułami podyktowanymi przez społeczeństwo. Przez co my sami zaniedbujemy własne wartości.
– Ale jeśli przyjmiemy, że człowiek jest takim, jakim mógłby być – kontynuuje swoją wypowiedź Frankl – czynimy go takim, jakim jest w stanie się stać. Stajemy się silni, wytrwali i zdeterminowani, nawet w obliczu poważnych trudności.
Rosja. Prostą drogą w odległości około 60 kilometrów od miejscowości Tambow, jedzie konwój samochodów osobowych i ciężarowych. Słońce przebija się przez tuman kurzu wzniecony przez samochody Polskiej Akcji Humanitarnej. Wracają z Afganistanu, dokąd przewiozły ponad 70 ton różnego rodzaju pomocy dla ludzi, którzy ucierpieli w trzęsieniach ziemi. Zginęły tam tysiące osób, a ci co przeżyli, koczowali pod gołym niebem. W ostatnim, osobowym samochodzie jedzie Janina Ochojska – główna organizatorka akcji humanitarnej.
W pewnym momencie kolumna gwałtownie hamuje, aby bezpiecznie minąć stojącą na poboczu ciężarówkę. Znużony monotonną jazdą kierowca ostatniego samochodu za późno orientuje się, że jadąca przed nim pojazd hamuje. Samochód uderza jego w tył i zaczyna się palić. Kierowcy ciężarówek ruszają szybko z pomocą. Zrywają klapę silnika i gaszą pożar. Rozciągają ciężarówkami zgnieciony samochód i wyciągają jego pasażerów. Ochojska ma zmiażdżone kolano, złamane biodro, wybite zęby, złamany nos, a w miejscu ust zwisa bezładnie płat skóry…
– No to za moją dwudziestą piątą operację – słabym głosem Ochojska wznosi toast i bierze ostrożnie łyk przemyconego do szpital szampana. Wokół niej zgromadzili się lekarze i pielęgniarki krakowskiego szpitala, w którym dwa dni wcześniej przeszła swoją kolejną już operację. Kiedy miała pół roku zachorowała na polio, w wyniku czego zdecydowaną większość swojego dzieciństwa i młodości spędziła w szpitalach i sanatoriach. Jej życie od samego początku było pełne bólu, samotności i walki. Walki o to, aby móc realizować swoje pasje i marzenia. W przeciwieństwie do mężczyzny siedzącego naprzeciw mnie, nie zadawała sobie w tamtym momencie pytania o sens życia. – Miarą człowieczeństwa jest to, ile możesz dać z siebie innym – powiedziała kilka lat później. Podobnie do wielu osób, które podążają za swoimi wartościami, tak i dla niej, największym zmartwieniem było to, że będzie musiała zawiesić aż na pół roku swoją aktywność.
*******
Nie dzisiaj… Dzisiaj mój rozmówca nie znajdzie odpowiedzi na nurtujące go pytanie. A może nawet wołanie o pomoc. Nie znajdzie także odpowiedzi w bibliotece pod literą „S”, ani wpisując hasło w wyszukiwarce internetowej.
– Ja sobie wymyśliłem to życie, nie sto lat temu, ale wczoraj, przedwczoraj – mówi swojemu synowi wybitny dziennikarz i reporter Tiziano Terzani w książce „Koniec jest moim początkiem”. Każdy tego może dokonać, trzeba tylko odwagi, determinacji i wyczucia samego siebie.
Tą samą drogą radzi pójść Victor Frankl a w ślad za nim Hayes, Strosahl i Wilson – twórcy obecnie jednej z najbardziej efektywnych terapii tzw. metodologii akceptacji i zaangażowania. U podstaw tej metodologii leży przekonanie, że każdy z nas dysponuje wszystkim, co jest nam potrzebne, by wieść bogate i pełne sensu życie. Jednak, kiedy większość naszych działań koncentrujemy na pozbywaniu się niewygodnych myśli i uczuć oraz dostosowaniu się do społecznych oczekiwań, mamy wszelkie szanse pogubić się na naszej drodze. Tymczasem, to rzeczywiste wartości powinny stać się biegunem północnym naszego wewnętrznego kompasu. I to właśnie zidentyfikowanie swoich wartości, pomoże siedzącemu naprzeciw mnie mężczyźnie, zrozumieć sens jego istnienia.
To one pomogą mu zorganizować jego życie tak, aby nabrało sensu. One dadzą mu siłę w pokonywaniu trudności, tak jak wsparły Viktora Frankla i mobilizowały Joannę Ochojską do jak najszybszego powrotu do zdrowia. A przecież życie wyjątkowo szczodrze obdarowało ją powodami do użalania się nad sobą.
Ochojska, Frankl czy Terzani nie dali uwieść się życiu skupionemu na zaspokajaniu prostych przyjemności. Nie tracili czasu na filozofowanie o roli genów i przypadkowości życia. Po prostu dzień za dniem, pomimo wielu napotkanych przeszkód, podążali i podążają za swoimi wartościami.
Marco Leone Brunello
Komiks rysował Aleksander Zawada